Każdy ma jakiegoś idola. Kogoś, kto doszedł w swym fachu do perfekcji takiej, że tylko na chwilę przed zaśnięciem przyznajemy, że posiadanie choćby połowy z jego umiejętności zadowoliłoby nas do końca życia. Dziś opowiem Ci o moich superbohaterach, czyli gitarzystach, którzy zupełnie nieświadomie zaznaczyli swoją obecność w moim małym, muzycznym świecie.
O napisaniu takiego artykułu myślałem naprawdę od dawna. Problem w tym, że zamknięcie listy w jakiejś sensownej ilości po prostu graniczył z cudem. Nawet Żonka śmieje się ze mnie, kiedy pełen ekscytacji biegnę do niej krzycząc “zobacz! to mój ulubiony gitarzysta”. Taaaa. Ile razy już to słyszała 🙂
Taka jest kolej rzeczy. Nasze gusta ewoluują i to, że kiedyś miałem obrazek świętego Johna Petrucciego w pokoju, wcale nie przeszkadza mi dziś sięgać po skrajnie odmienne inspiracje. Na każdym etapie muzycznego rozwoju fascynuje nas coś innego. Ktoś goni za sprawnością techniczną, ktoś za umiejętnością improwizowania, ktoś za skutecznością w tworzeniu. To jest po prostu normalne, taka jest kolej rzeczy.
Sens posiadania idola
W dążeniu do muzycznej perfekcji, najważniejszą kwestią jest systematyka. Jeśli Ci na czymś zależy i będziesz systematycznie poświęcał temu czas, sukces masz niemal gwarantowany. Pozostaje kwestia wytrwałości i samomotywacji, o których pisałem już wcześniej.
Podglądanie osoby, której udało się osiągnąć poziom, o którym obecnie wyłącznie marzymy to olbrzymi dar. To żywy dowód na to, że jest ktoś komu już udało się przejść sporą część drogi, na której początku my dopiero stoimy. To żywy dowód na to, że z wiedzy w formie martwej – takiej zapisanej w książkach, można zrobić twórczy użytek. Nawet jeśli z czasem przyjdzie nam zmienić kierunek to doświadczenie zdobyte poprzez taką obserwację zostanie z nami na zawsze.
A podglądać wcale nie jest tak trudno, bowiem ludzie osiągający wysoki poziom w swojej dziedzinie, często chętnie dzielą się swoją wiedzą poprzez publikacje różnego rodzaju. Dlatego zacznę od kogoś, kogo książki i warsztaty diametralnie zmieniły moje podejście do muzyki. Co więcej – nie będzie to gitarzysta…
#1 Victor Wooten
Nikt nigdy nie poprzestawiał mi w głowie tak jak on. Choć głównym instrumentem Vixa jest oczywiście bas, jego filozofia życia i grania jest dla mnie po prostu boskim darem. Nigdy nie spotkałem kogoś, kto w tak piękny i prosty sposób opowiadałby o tym, czym jest muzyka i jak do niej należy podchodzić. Na fali pierwszego kontaktu z jego przemyśleniami napisałem jeden z pierwszych artykułów – Czy muzyka to język?
Wooten roboczo podzielił muzykę na 10 pomniejszych elementów, wymieniając m.in. dźwięki, technikę, rytm, artykulację, przestrzeń, emocje, dynamikę, słuchanie, brzmienie. Dodatkowo postawił tezę, że zdecydowana większość muzyków ogranicza się do pracy nad pierwszymi dwoma. Tymczasem każdy z elementów jest równoważny. Co więcej każdy z nich możesz w jakiś sposób odnieść do swojego życia!
Call it life or call it music. Michael, bohater powieści The Music Lesson
Dlatego jeśli dobrze radzisz sobie z angielskim to powinieneś prędko zapoznać się z jego publikacjami, bo po prostu otwierają głowę i to bardzo szeroko. Dla ścisłowców, którzy chcą dostać przysłowiową kawę na ławę, świetny będzie Groove Workshop. To zwyczajna szkółka – typowa w formie, nietypowa w treści. Z ciekawostek – Wooten gra tutaj solówkę korzystając wyłącznie z dźwięków spoza skali. Albo improwizuje z maszyną perkusyjną, która wybija mu jedną ćwiartkę na cztery takty. Maskara!
Te same koncepty, jednak wyjaśnione w dużo bardziej metaforyczny sposób, znajdziesz w książce The Music Lesson. Szczególnie polecam audiobooka, którego słuchałem chyba z 10 razy. Więc jeśli chcesz wiedzieć, co ma wspólnego tropienie zwierząt z artykulacją, czym jest masowanie dźwięków, dlaczego zero, znaczy nic i wszystko i jak udało się spotkanie Wootena z żabą, to zdecydowanie warto tu zajrzeć!
#2 Guthrie Govan
Nie potrafię oddzielać muzyka od jego osobowości. Dlatego przestałem słuchać wielu gitarzystów, których muzykę kochałem, ale widząc snobizm i zadufanie, prezentowane w wywiadach, nie potrafiłem spoglądać na nią w ten sam sposób. Ale Guthrie… Kocham tego gość. Totalnie. To jest po prostu kosmita. Pomijając już kwestię tego, że gra wszystko i robi to w unikalny dla siebie, żartobliwy sposób, to samo patrzenie na niego po prostu raduje serce. Błyskotliwe poczucie humoru, olbrzymia wiedza i potężna technika, używana w bardzo muzykalny sposób (nie zawsze, ale zwykle). Totalny mistrz świata.
Guthrie, nim zyskał światowy rozgłos, pisał artykuły do pism branżowych. Wydał również książkę Creative Guitar podzieloną na dwie części: #1 Cutting Edge Techniques oraz #2 Advanced Techniques. Posiadam obie i często do nich wracam, bo rzetelna wiedza jest tu podana w humorystyczny sposób.
#3 Ulf Wakenius
Świat muzyki jazzowej pociągał mnie od bardzo dawna. Mimo to nie lubiłem roli gitary w tej muzyce. Brakowało mi w niej możliwości ekspresyjnych i dynamicznych, jakie ma chociażby trąbka, saksofon, czy inne instrumenty dęte. Romansowałem nieco z Patem Methenym, Alem Di Meolą, ale nigdy nie był to zachwyt w czystej formie. Wtedy poznałem Ulfa i po raz pierwszy zachłysnąłem się możliwościami naszego instrumentu, w kontekście muzyki jazzowej. Dla mnie Wakenius był jak brat Esbjörna Svenssona, z którego nagraniami w trio praktycznie się nie rozstawałem. Co więcej, Ulf nagrał płytę z jego muzyką. Nazywa się Love Is Real i jest naprawdę wspaniała!
Skromny człowiek w baseballowej czapeczce, zapraszany do grania przez gigantów jazzu. Występował m.in. z Oscarem Petersonem, z Rayem Brownem i wieloma innymi, świetnymi muzykami. To przykład człowieka, który mając bluesowo-rockowe korzenie (podobnie jak ja) opanował kunszt improwizacji jazzowej do poziomu arcymistrzowskiego (co pozwala mi optymistyczniej przyglądać się moim własnym próbom). Ledwo wczoraj oglądałem jego improwizację do Rhythm Changes w tempie 350. Gigant techniki, który ma bardzo liryczne serce i cudownie pokazuje swoje szwedzkie korzenie. Warto się z nim zapoznać!
Podsumowanie
Oczywiście listę mógłbym rozbudowywać niemal w nieskończoność, jednak zdecydowałem się ograniczyć do postaci, które w moim muzycznym światku królują niezmiennie od wielu lat.
Bez względu na to, czy dzielisz moje fascynacje, fakt jest jeden. Warto mieć takich bohaterów, bowiem przypominają nam oni o naszych marzeniach i celach, a nader wszystko są chodzącym dowodem na to, że po prostu da się i jeśli włożymy w to odpowiednią ilość czasu, pracy i zaangażowania to być może za kilka lat, ktoś będzie w taki sposób spoglądał w naszą stronę…
A jak jest u Ciebie? Gdybyś miał wymienić jedną postać, która wywarła największy wpływ na Twoją grę, byłby to…? Zjedź w dół i napisz w komentarzu!
Harry Murrell i wiele innych coverystów (nie wiem jak to napisać ; ) ). O i jeszcze mój starszy brat.
Fajny kanał na YouTube ma Harry! Dzięki 🙂
Większość wymienionych tu i w komentarzach muzyków są na pewno wartościowymi autorytetami. Dla mnie będzie to Jonny Greenwood, za inne podejście do gitary niż Page, Hendrix czy inne legendy. A także za jego podejście do muzyki, wszechstronność i skromność.
Ciekawe, chętnie sprawdzę. Polecisz coś?
Myślę że jego gitara na Paranoid Android idealnie oddaje właśnie to inne podejście. Zgrane na kilku gitarach arpeggia z Weird Fishes brzmią bardzo pięknie i ciekawie (przynajmniej dla mnie). No i jego soundtrack do filmu nominowany do oscara, ale tam nie ma gitary 😀
Chronologicznie rzecz ujmując, tak jak zaczynałem słuchać i grać, to Ritchie Blackmore, Andy Powell, Gary Moore, David Gilmour, obecnie Joe Bonamassa. Gitarzystów było bardzo dużo, których gra fascynowała i których sola zapadały głęboko w pamięć, Alvin Lee, Jimi Hendrix, Eric Clapton, ……. . Z polskich gitarzystów to, przynajmniej dla mnie, to Tadeusz Nalepa.
Lista była by bardzo długa, gdyby chcieć ująć wszystkich, którym udała się jednorazowa dobra kompozycja, po którą cały czas sięgają grający na gitarze.
Ciekawie! Miałem fazę na Moore’a i Gilmoura, ale jakoś kult Bonamassy mnie nie dopadł. Choć oczywiście gra świetnie. Kwestia gustu 🙂 Dzięki za komentarz Marek!
Tak na marginesie, oglądając Twoje filmiki na których pokazujesz grę na akustyku, przyszły mi na myśl nowe produkcje Blackmore’a. Muzyk co prawda z rockowca przemienił się w barda renesansowego, ale i w tej materii wypada świetnie 🙂
Dzięki temu wątkowi poznałem sporo ciekawych nazwisk…Ja poruszam się po tym bardziej “oklepanym” terenie :– Joe Satriani – nie za wajchę, legato i tapping lecz za budowanie melodii i nastroju, gdzie technika jest dopełnieniem kompozycji (a nie odwrotnie)– z rodzimego podwórka – Jan Bo (gitarowy hero z lat młodzieńczych, za genialną melodykę, feeling; minione kilka(naście) lat to nieco obniżone loty (muzycznie i w ogóle), ale ostatni czas (solowa płyta) to powrót to najwyższej formy jako kompozytor i gitarzysta,I… GARY MOORE – genialny gitarzysta! Brał gitarę i bez kalkulowania było wszystko – energia, emocje, melodia i te brzmienie…. Dzięki Moore’owi dla… Czytaj więcej »
Fajny zestaw, ja też w komentarzach odkryłem sporo ciekawych nazwisk. A u Ciebie wiadomo – klasyka 🙂
Był taki dokumentalny film, w którym Moore opowiadał o swoim graniu. Tak bez kalkulowania i prosto, to to nie było 🙂
Mam wrażenie, że Jan Cyrka jest bardzo niedoceniany 🙂
To ten z JamTracksCentral? Nie słyszałem go w akcji 🙂
Ten sam, mam do niego sentyment od lat ~90-tych, kiedy to wałkowałem jego 2 albumy (w postaci kaset magnetofonowych) 🙂 Bardzo melodyjne granie (nie jest to shred) 🙂
Mam za krótki staż, żeby myśleć o stylach, technice jakie mi się podobają w improwizacjach (jeśli o tym mowa)… 😀
Więc powiem z sympatii do Living Colour – a więc Vernon Reid. Dla mnie świetny, a Enjoy The Silence słucham dosyć często jak się uczę. 😀 Pozrdawiam!
Ale na pewno masz kogoś, o kim możesz powiedzieć, że chciałbyś kiedyś grać jak on (ona). Wcale nie trzeba myśleć o tym tak drobiazgowo 🙂
No to bardzo się różnimy. 🙂Ani jednego z Twoich gitarowych idoli nie powiesiłbym na ścianie. Dla mnie byliby to może:Marc Ducret (ten to akurat na pewno i za wszystko)Marc Ribot (za timing)Bill Frisell (za sustain)John Scofield (za frazowanie, chromatykę i dobór nutek)John Abercrombie (za brzmienie, zwłaszcza pluszowy overdrive)Derek Bailey, Brandon Seabrook, Joe Morris, Fred Frith, Elliott Sharp, David Tronzo, Mary Halvorson, Noel Akchote, David Fiuczynski i setki innych w woreczku z napisem “wyobraźnia/kreatywność”.Ale Ducret, Ducret koniecznie. Każdy gitarzysta musi usłyszeć jego muzykę, zwłaszcza późniejszą.Absolutnie genialny utwór “La Mazurka” (gitara solo, nagranie live z płyty “Un Certain Malaise”) jest dżinglem naszego… Czytaj więcej »
Ciekawy zestaw. Nie wszystkich kojarzę i chętnie sprawdzę w wolnym czasie. Dzięki za komentarz Janusz 🙂
Trudno wybrać jednego i widzę, że Koledzy też nie mogli się zdecydować 😉
Na pewno wybrałbym Marty’ego Friedmanna — za feeling, umiejętność posługiwania się skalami i umiejętności kompozycyjne. Gary’ego Moore’a — za bluesowy shredding, Yngwiego Malmsteena za technikę i za czerpanie garścami z muzyki klasycznej. Do tego zestawu dorzuciłbym Stevie’go Raya Vaughana za całokształt gry i cuda jakie potrafił wyczyniać prawą ręką.
Niezły zestaw Wojtek! Dzięki 🙂
Mój bohater to zdecydowanie Emil Werstler. Metal z jazzową duszą, to jest to 🙂 Imponuje mi zarówno z technicznego punktu widzenia jak i przez to, że ma swój oryginalny styl. Poza tym, podziwiam go za to, że ma jaja, bo trzeba je mieć żeby grać w zespole death metalowym na gitarze hollow-body 😀
Rafał dzięki za komentarz, zaciekawiłeś mnie, bowiem wcześniej o nim nie słyszałem 🙂
John Frusciante. Od 8 roku życia jest dla mnie niedoścignionym wzorem. Może technicznie daleko mu do Vai’a, Gilberta, ale w muzyce nie tylko o technikę chodzi. Dla mnie ten człowiek gra duszą, a nie palcami, a jego styl i surowe brzmienie od 19 lat nie może mi wyjść z głowy. Wspomniałeś o łączeniu osobowości z grą – tutaj nie do końca mi się to zgadza. John zmienia filozofię swojego życia średnio co kilka lat, opowiada o realnym kontakcie z duchami – to niekoniecznie moja bajka, aczkolwiek jego przemiana, wygrana walka z narkotykami oraz zauważalny progres w grze na gitarze na… Czytaj więcej »
To co napisałeś, w moich oczach nadal potwierdza tezę o osobowości. To co zrobił po prostu sprawiło, że wzrosła ona w Twoich oczach. Ale zaciekawiłeś mnie! Sprawdzę go koniecznie 🙂
Trochę, źle to ująłem stylistycznie 😉 Jego osobowość ma ogromny wpływ na jego grę, aczkolwiek nie do końca jestem fanem osobowości Johna 😉
O to teraz rozumiem! 🙂
Wiadomo, to nie zasada. Mówią o moim punkcie widzenia.
Mój MEGA-BOHATER to Pat Metheny. Pamiętam bardzo dokładnie pierwsze wrażenia ze słuchania The Way Up, której to płyty dane mi było posłuchać kilkanaście lat temu w pociągu, w trakcie drogi na wakacje nad Bałtyk, na diskmanie kolegi. To, co działo się rytmicznie na tej płycie, oraz dziwne, ale niezwykle piękne faktury brzmieniowe, na których oparli tą piękną muzyczną opowieść zmieniło chyba fizycznie coś w moim mózgu. Później już nic nie było takie samo 😀 Fanatyczna miłość od pierwszego posłuchania. Później słuchałem kolejnych albumów, myślę, że przesłuchałem chyba wszystkie jeśli nie zdecydowaną większość wydawnictw z jego nazwiskiem. Byłem na kilku koncertach,… Czytaj więcej »
The Way Up to moja najukochańsza płyta Pata! Serio 🙂 A co do Juliana to wiadomo! Nie jest na liście tylko dlatego, że za krótko go znam. Ale jego koncert nas zmiażdżył (byliśmy ze znajomymi). Mistrz!
Dla mnie liczy się nie technika chociaż ją podziwiam,ale melodyka.
Pływanie po gitarze i nic z tego nie wynika tylko sieczka typu; “o,patrzcie jaki jestem szybki” to mielenie,mielenie,mielenie.Choć mam gitarę sygnowaną znanym nazwiskiem to nie znoszę jego grania.
Dla mnie liczy się to co mogę zanucić,zagwizdać,itd.- nie pitolenie?!
Mark Knopfler,Gary Moore, Brian May,Janek Borysewicz,Grześ Skawiński,Santana,Marek Jackowski i wielu innych nie pitolących.
Jaką masz gitarę? 🙂
Tym sposobem chcesz wiedzieć czyja muza mi się nie podoba.
Nie do końca ,bo są może 2 utwory Stiv Vay-a nawet przetworniki jednym z nich został nazwany,czyli ten;
https://www.youtube.com/wat…
Podoba mi się jego granie [działalność na YT sprawia wrażenie fajnego Gościa],ale nie koniecznie słuchanie to samo tyczy się J.Satriani i Yngwie Malmsteen.
Może oni są mistrzami gitary,ale trzeba mieć co grać,bo moja głowa tego nie znosi na dłuższą metę.
Właśnie mam gitarę Ibanez Stiv Vay.
Ibanez JEMJR WH
a, tu te przetworniki Gravity Storm;
https://muzyczny.pl/156679_…
No Vai jest kontrowersyjny 🙂 Ale genialny. No i ma piękne gitary!
Proszę poniżej zobaczyć,że nie potrzeba wielkiego sprzętu,a można tłumy poruszać,bo co ze szkół i sprzętu firmowego jak nie ma się nic do zaoferowania ;
Trzeba całość obejrzeć.Niekiedy winko dla przepłukania gardła dają,ale i grają.
Ostatnio ma nowego kompana basistę z Led Zeppelin,czyli gra muzyka;
https://www.youtube.com/wat…
Gdyby ktoś chciał o przesterach itp. pogadać zapytać to sam sporo robiłem i testowałem.
Oczywiście nie robię i nie zarabiam,ale mam wiedzę na temat Riot-ów ,OCD,Ibanez-ów,Marshall-ów,Fuzz-ów Hendrixa i wielu innych emulatorów brzmieniowych wzmacniaczy itp. gdzie w środku jest 5zł.a kosztuje ho ho ho.
oraz odpowiedników dobrych firm chińskich tanich i wartych uwagi.
Dokładnie. Nauczanie muzyki to dawanie narzędzi. Choćbym dał (lub dostał) najlepszy młotek i najlepsze dłuto, nie mam gwarancji że zrobię z tego piękną rzeźbę. Co nie znaczy, że nie warto dbać o ciągłe ulepszanie swojego rynsztunku 😉
Jaki kontrowersyjny ??? mistrz sam w sobie !!! gdzie tu kontrowersja? może wymagający dla innych muzyków ale to zrozumiałe ! byłem na koncercie w Filharmonii w Szczecinie … łzy emocji do oczu napływały ! serio ! po tym koncercie długooooo nic, no może Motorhead haha ( ale to z sentymentu i szacunku do Lemmiego) …a ostatnio panowie z Gojira w Berlinie …koncertowo bezbłędni … i moc, energia i niebanalne podejscie do ciężkiego grania!! …tak, siedzę w rocku/metalu od małego ale nie tylko bo i przez Pattona do Zorna dotarłem ….gitarę odwiesiłem jak skończyłem studia w latach 2000 ale odkurzyłem i… Czytaj więcej »
Cieszę się, że mogę jakoś pomóc 🙂
A Vai niezaprzeczalnie jest mistrzem i jedną z tych osób, której wywiady ogląda się z przyjemnością. Bardzo sympatyczny człowiek! Co nie zmienia faktu, że jego muzyka, tak jak wspomniałeś, jest wymagająca i nie każdemu przypasuje 🙂
Paul Gilbert – za to samo co Guthrie, tylko więcej. Humoru, nie techniki 😉
To prawda, wydaje się być spoko gościem 🙂
Niektórzy kojarzą go wyłącznie z wczesnym Racer X, względnie Mr. Big, względnie najsprawniejszą prawą świata. A to błąd i to duży 🙂 Aha, nauczycielem świetnym jest też https://www.youtube.com/wat…
Korzystam z Artist Worksa okazjonalnie, ale na niego się nie zdecydowałem 🙂
Nom ja jestem od dłuższego czasu u Gilberta. Bardzo fajna sprawa i wbrew pozorom można się naprawdę nauczyć wielu rzeczy, trza tylko uwzględnić specyfikę szkoły. Czyli m.in. brak dyscypliny, który wbrew pozorom wcale nie jest taki fajny 😉
Dokładnie! Jedną z najfajniejszych rzeczy z pracy z nauczycielem jest dyscyplina i systematyczność. Bo głupio iść (i płacić) na lekcję, kiedy się nic nie zrobiło 🙂