Podobno gitarzyści to straszni gadżeciarze. Nie wiem jak inni, ja na pewno. Przez pierwsze lata swojej przygody z profesjonalną muzyką praktycznie każdą złotówkę inwestowałem w sprzęt lub szkółki i lekcje gry. Od swojej zasady wyłamałem się chyba tylko raz, zapraszając ówczesną oblubienicę na pizzę. Taki byłem romantyczny.
Lata mijają, gadżeciarstwo nie. Nadal codziennie śnię o nowych kostkach, gitarach, wzmacniaczach i mikrofonach. Tylko pieniądze wydaję nieco rozsądniej. Być może to kwestia zobowiązań, których z wiekiem mamy coraz więcej. Wolę jednak myśleć, że to sprawa powoli dojrzewającej świadomości brzmieniowej.