Podobno gitarzyści to straszni gadżeciarze. Nie wiem jak inni, ja na pewno. Przez pierwsze lata swojej przygody z profesjonalną muzyką praktycznie każdą złotówkę inwestowałem w sprzęt lub szkółki i lekcje gry. Od swojej zasady wyłamałem się chyba tylko raz, zapraszając ówczesną oblubienicę na pizzę. Taki byłem romantyczny.
Lata mijają, gadżeciarstwo nie. Nadal codziennie śnię o nowych kostkach, gitarach, wzmacniaczach i mikrofonach. Tylko pieniądze wydaję nieco rozsądniej. Być może to kwestia zobowiązań, których z wiekiem mamy coraz więcej. Wolę jednak myśleć, że to sprawa powoli dojrzewającej świadomości brzmieniowej.
Świadomość brzmienia
Wierzę, że każdy muzyk ma gdzieś w głowie (sercu?) wizję swojego idealnego brzmienia. To taki święty punkt, który przez całe życie widzimy gdzieś w oddali. Czasem się do niego zbliżamy, czasem oddalamy. Sęk w tym, że jego położenie jest stałe. Tylko my nieustannie zmieniamy kierunki i podchodzimy do niego, co raz to z innej strony. Wymieniamy gitary, ogrywamy nowe wzmacniacze, zapinamy nowe kostki. Ale wciąż równamy azymut na to samo miejsce.
Tymczasem to na czym gramy jest tylko i wyłącznie narzędziem, służącym do realizowania naszej wizji brzmienia. To dlatego jeśli wezmę Twoją gitarę i wzmacniacz, nie zabrzmimy tak samo. To dlatego jeśli wymienię swoje instrumenty, w bardzo niedługim czasie znowu będę brzmiał podobnie.
Oczywiste jest to, że samym myśleniem nie zmienisz swojego Les Paula w świetnie brzmiącego Strata. Fakt jest jednak taki, że skupienie uwagi na właściwych rzeczach, może prowadzić do rezultatów które przekroczą Twoje oczekiwania. Podejdźmy zatem do tematu z nieco bardziej otwartym umysłem.
#1 Zabaj o dobrą technikę
W pogoni za super szybkim tempem i efekciarskimi zagrywkami łatwo zatracić dokładność i precyzję. Tymczasem dobra technika gry to najlepsza wizytówka każdego gitarzysty. Serio – lepiej jest grać powoli, ale dokładnie i z duszą, niż cokolwiek byle szybko. Lata 80-te mocno zakorzeniły w nas potrzebę popisowych zagrywek, podniesionych do ekstremalnych temp, najlepiej w towarzystwie wielkiej ilości gainu, delayów i pogłosów. Nie neguję tego rodzaju muzyki, a raczej zachęcam do dbania o własną technikę gry bardziej niż ówczesne gwiazdy rocka. Jak?
- Po pierwsze ćwicz na czystym brzmieniu bez pogłosów i delayów. Tylko wtedy bez problemu wyćwiczysz wszystkie niedoskonałości.
- Koniecznie zwróć uwagę na długość trwania granych dźwięków. Dość często są one skracane, szczególnie gdy kolejny dźwięk leży na innej strunie.
- Ćwicząc, staraj się nie artykułować dźwięków. Nie ma nic złego w vibrato, slidach, czy podciąganiu, ale tak długo jak robisz je świadomie. Łatwo wpaść w nawyk np. wibrowania każdego dźwięku, a to naprawdę nie brzmi dobrze.
- Uważaj aby nie dociskać strun zbyt mocno do podstrunnicy lub nie podciągać ich minimalnie – w ten sposób pojawiają się drobne rozstrojenia, które zdecydowania degradują brzmienie.
- Popracuj nad techniką prawej ręki – kostkowaniem. Każdy wydobywany przez Ciebie dźwięk powinien brzmieć tak samo.
#2 Bądź na czas
Prawdę mówiąc to miał być pierwszy punkt. Nieważne jak pięknie, dobrze i szybko grasz. Jeśli nie jesteś “na czas” to Twoje umiejętności nie znaczą absolutnie nic. Ćwiczenie z metronomem to absolutna podstawa. Z tym nie ma dyskusji. Oczywiście przychodzi moment, w którym sam metronom nie wystarczy (czasem celowo spóźniamy lub przyspieszamy wartości), jednak dopóki nie opanujesz perfekcyjnie współpracy z klikiem, nie zajmuj sobie tym głowy.
Jak poprawić czas ? Zaprzyjaźnij się z metronom. Graj, wszystko co dotychczas oraz nowe rzeczy, w różnych tempach, z naciskiem na wolne. Codziennie. Ponadto pamiętaj, że improwizowanie nie zwalnia z używania konkretnych wartości rytmicznych.
#3 Sprawdź intonację
Nawet Suhr za 15 tysięcy zabrzmi słabo, jeśli do dobrze nie nastroisz. Tylko co w sytuacji, gdy pomimo dobrego stroju, nadal coś jest nie tak? O ile Twoje struny nie mają 2 lat, prawdopodobnie winowajcą jest źle ustawiona intonacja, czyli czynna długość strun. W większości gitar reguluje się ją w okolicy mostka. Jest to proste, choć czasochłonne zajęcie. Warto poświęcić parę godzin i się tego porządnie nauczyć. W najgorszym wypadku możesz także oddać instrument do lutnika. Powinno się zamknąć w okolicach 50pln.
Uważaj także aby nie dociskać strun za mocno do podstrunnicy (patrz, punkt 1).
#4 Nie bój się środka, bój się dołu
Łatwo jest wyciąć środek, rozpuścić włosy i udawać Kirka Hammeta. Tymczasem gitara to instrument, który najlepiej brzmi w środkowym paśmie. Ogołacanie brzmienia z tych frekwencji to zwyczajny bezsens. Odpowiednia ilość środka to nie tylko brak kolidowania z innymi instrumentami, ale także gwarancja przebicia się w miksie. Tak – nie musisz się nawet podgłaśniać, aby Twoja gitara była lepiej słyszalna.
Inaczej jest w kwestii dolnych częstotliwości. Grając samemu lub w duecie, podkręcony bas daje odczucie fajnego, pełnego brzmienia. Problem pojawia się w większych składach. Kiedy w zespole jest bas/kontrabas, klawisze, bębny – praktycznie cały dół jest “zajęty”, a gitara to ostatni instrument, który powinien się tam pojawiać. Myślę, że potwierdzi to niejeden realizator dźwięku. Sam zresztą, nagrywając gitary, od razu ścinam je w okolicach 50Hz. Nie mówiąc o tym, że potencjometr basów mam dość mocno skręcony. Krótko mówiąc – im większy skład, tym mniej przydatne są niskie częstotliwości z gitary.
#5 Eksploruj rejestry brzmieniowe
Wbrew pozorom gitara sama z siebie ma praktycznie nieograniczone możliwości brzmieniowe. Pomijając przełączniki i potencjometry (w gitarach elektrycznych) oraz różne techniki wydobycia dźwięku (kostka, palce), już samo miejsce, w którym atakujemy strunę, skrajnie zmienia doświadczenia słuchowe. Spróbuj sam. Zagraj kilka dźwięków bliżej gryfu, potem powtórz je bliżej mostka. To samo dotyczy kąta ułożenia kostki. Prostopadła brzmi twardo, lekko skrzywiona – nieco inaczej. To są rzeczy, które dobiera się dla siebie przez lata. Warto jednak mieć świadomość, że tak wiele zależy tylko i wyłącznie od nas. Eksperymentuj – naprawdę warto.
Gitara to prawdziwa kopalnia tajemnic. Wiele rzeczy możemy nauczyć się od kogoś, do niektórych musimy dojść sami. Tak właśnie jest z brzmieniem, które choć rządzi się swoimi prawami, to jednak kształtuje się latami, czasem przechodząc ze skrajności w skrajność. Tym wpisem chciałem zainspirować Cię do kreatywnych poszukiwań, bo swojego prawdziwego brzmienia powinieneś najpierw szukać w sobie, a dopiero później w ładnie zapakowanych efektach i wzmacniaczach z sygnaturą wielkich wirtuozów. Z perspektywy “anonimowego sprzętocholika”, który przez lata zainwestował w sprzęt olbrzymie ilości środków, szczerze i zdecydowanie polecam Ci takie poszukiwania. Już od kilku lat trzymam się tych samych gratów, które kocham i doceniam – tak za zalety, jak i za wady. Tylko od czasu do czasu otwieram się na nowe ciekawostki (o jednej z nich już niedługo).
A jak jest z Tobą? Nadal szukasz swojego brzmienia, czy może juz znalazłeś? A może odkryłeś inne sposoby na lepsze brzmienie bez dodatkowych nakładów pieniężnych? Jeśli tak – napisz o nich w komentarzu.
Niestety nie miałem i nie mam możliwości pobawić się markowymi gitarami, stąd trudno mi określić, czy uzyskam brzmienie, które by mnie zadowoliło. Mam coś co się zwie Strat, Tele, ale gdy słucham na YouTube prezentacji określonych modeli gitar, to ten “strat” w moim posiadaniu to chyba gdzieś daleko jest od tego określenia. Może kiedyś ………..
Wszystko przed Tobą 🙂 Poza tym dziś pojęcia strat, czy tele są już tak wymieszane, że naprawdę ciężko sprowadzić je do wspólnego mianownika 🙂
No tak, ale miło by było pobawić się Fenderem, a nie podróbką firmy Ashton, której notabene już nie robią, zbudowaną na tych samych materiałach, a jednak gra to inaczej 🙁
Na ważna rzecz zwróciłeś uwagę apropos miejsca częstotliwości instrumentu w zespole. Warto testować rożne opcje w trakcie prób, koncertów i analizować je z kolegami z zespołu, czy z realizatorem dźwięku. Osoby z zewnątrz potrafią obiektywnie podpowiedzieć, czy ten kierunek, w którym zmierzamy jest odpowiedni.
Wiesz, że o brzmieniu zespołu to można by napisać całą książkę 🙂 Jestem jak najbardziej za testowaniem opcji na próbach. Myślę, że to szczególni ważne w okresie twórczym, kiedy powstają partie. Warto słuchać w jakim rejestrze jest to co gramy, w kontekście innych instrumentów.
A co do ucha z zewnątrz to i tak i nie. Zwykle posłucham rady realizatora, czy producenta, ale jeśli mój pomysł na brzmienie będzie skrajnie różny, a będziemy pracować nad moim lub zespołowym materiałem (czytaj – nie będzie to sytuacja sesyjna) to przeforsuję swój pomysł. Koniec końców to nasza muzyka i nasza odpowiedzialność 🙂
Sam John Suhr mawia: “Practice cures most tone issues” 🙂
Otóż to. Fajny gość, choć wolałem jego firmę sprzed komercyjnych czasów 🙂
Myślę, że Suhr miał do czynienia z masą ludzi, których cała życiowa energia była zorientowana na akcje około-sprzętowe, później energii i czasu na granie po prostu brakuje. Greg Howe na swojej ostatniej płycie “Sound Proof” zawarł nagranie, pt:”Connoisseur”, poświęcone takim ludziom 🙂
Swoją drogą, John Suhr właśnie sprzedaje, albo już sprzedał swoją firmę, ciekawe jak będzie z jakością produkowanego sprzętu, historia zna już takie rewolucje…
pozdr!
Zna, ale sama jakość i tak podupadła mocno odkąd pojawił się wspólnik. Marketing wspaniały, sprzedaż rośnie, ale ja tych gitar już nie chcę. Kiedyś kupiłem nówkę, która miała niesprawny pręt. Dasz wiarę? Oczywiście zwróciłem, ale niesmak pozostał.
Wczesne numery seryjne to były zupełnie inne instrumenty. Miałem kiedyś Standard Curved po Marku Radulim i Piterze Łukaszewskim, jeszcze ze świetnych czasów Suhra. A teraz w drodze polska siła – Ufnal. Mam mega duże oczekiwania! :))
Ufnale są piękne, chętnie bym obmacał 🙂 Choć ostatnio doszedłem do wniosku, że tzw. zwykły Strat w zupełności mi wystarcza 🙂