Granie na gitarze, podobnie jak każda inna umiejętność, którą chcemy rozwijać, wymaga systematycznego poświęcania czasu. Problem w tym, że często niespecjalnie mamy pomysł na to, jak chwile te zagospodarować w sensowny i efektywny sposób. Choć trudno jednoznacznie zdefiniować jedyną słuszną drogę, na bazie własnych doświadczeń opowiem Ci, jak na przestrzeni lat zmieniało się moje podejście.
Moje początki
Pamiętam, gdy jako nastolatek wybrałem się na pierwsze warsztaty gitarowe. W przepełnionej, ciemnej sali czekaliśmy na pierwsze spotkanie z prowadzącymi. Oprócz kwestii organizacyjnych usłyszałem wówczas zdanie “nikt z tych warsztatów nie wyjdzie lepszym muzykim – jeśli chcecie grać dobrze musicie ćwiczyć dziesięć godzin dziennie przez dziesięć lat”.
Dotychczas myślałem o sobie, że dużo ćwiczę. Myliłem się.
Wziąłem sobie te słowa do serca, próbując dostosować swoje życie do takiego reżimu. Wprawdzie dziesięć godzin było nierealne – chodziłem wówczas jeszcze do szkoły – niemniej dosłownie każdą chwilę spędzałem na ćwiczeniach. Z czasem nawet odpuściłem wszelkie formy kreatywnej ekspresji na instrumencie. Przestałem pisać piosenki, improwizować, uczyć się ulubionych numerów. Liczyły się tylko ćwiczenia. Do czasu.
Któregoś dnia sięgając po instrument stwierdziłem, że… całym sobą po prostu nie chcę, nie mogę. Po latach pełnych poświęcenia i ciągłej walki o umiejętności poczułem, że to koniec. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że będzie to początek wielkiego kryzysu, który nie tylko skończy się odstawieniem instrumentu, ale i diametralną zmianą kierunku w jakim zmierza moje życie.
Mamo, zostanę informatykiem
Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy mojej mamy, gdy jej to oznajmiłem. Przez lata rodzice próbowali nakłonić mnie do tego, by oprócz grania mieć jakiś awaryjny plan na życie; pójść na studia inżynierskie, zadbać o jakiś pożądany fach. Na próżno.
Stwierdziłem, że jeśli czas, jaki poświęcałem na granie włożę w jakąkolwiek inną dziedzinę, dość szybko osiągnę poziom wystarczający do monetyzowania swoich umiejętności.
Postanowiłem zostać programistą. Nakupiłem mnóstwo książek, kursów, a do nauki podchodziłem naprawdę rzetelnie. Poczułem, że zmierzam w dobrym kierunku.
Hobby bez oczekiwań
Po czasie poczułem potrzebę przełamania monotonii. Szukałem hobby, a że akurat gitara była pod ręką… Zacząłem swobodnie grać. Bez oczekiwań, bez ciśnienia. Odrobinę pentatoniki, trochę ulubionych piosenek. Niby nic szczególnego, ale ile dawało mi to satysfakcji!
Gdy dziś o tym myślę wiem, że wszystko sprowadzało się po prostu do braku oczekiwań. Sięgając po instrument nie chciałem “stać się najlepszym gitarzystą świata”, “grać lepiej niż Czesiek” lub “udowodnić wszystkim, że da się nauczyć wszystkich skal”. Grałem, bowiem obcowanie z gitarą dawało mi radość.
Radość nie przyćmioną poczuciem gorszości. Radość, która z czasem uświadomiła mi, że nie chcę robić nic innego.
Mamo, jednak zostanę muzykiem
Postanowiłem wrócić na dawne tory, jednak już z nieco większą świadomością.
Tym razem moim celem było skupienie się na dawaniu ujścia kreatywnej energii, którą przez ostatnie lata tłamsiłem w sobie. Stwierdziłem, że zrobię co w mojej mocy, by grać jak najwięcej koncertów i jak najcześciej występować przed ludźmi.
Tak powstał pierwszy zespół, drugi, trzeci. Tak zagrałem pierwszy koncert z autorską muzyką, dziesiąty, setny.
Pomimo to, że sprawy układały się dokładnie tak jak chciałem, a ja żyłem moim samospełniającym się marzeniem, czegoś mi brakowało. Czułem, że wszystko, co osiągam jest w jakimś stopniu przypadkowe. Że bazuje na chwiejnym fundamencie, tym który wypracowałem na początku swojej gitarowej drogi. Że przecież plany były kiedyś takie ambitne, a ja żyję z grania piosenek opartych na dwóch akordach.
Absolutnie nie mam nic do takich kompozycji – uważam, że tworzenie takich to sztuka sama w sobie. Ale wówczas wiedziałem również, że…
Nie chcę więcej odcinać kuponów
Postanowiłem wrócić do ćwiczeń. Jednak nie w formie, którą uskuteczniałem kiedyś. Po pierwsze dlatego, że wiedziałem czym to grozi. Po drugie, że po prostu zwyczajnie nie miałem na to czasu.
Wyznaczyłem sobie 30 minut, które obiecałem realizować, choćbym grał tego dnia na ważnym festiwalu, choćbym był cały dzień w trasie.
Postanowiłem również, że w tak krótkim czasie nie będę się rozdrabniał, ale skupię się na konkretach, a więc na rzeczach, które będą miały bezpośrednie przełożenie na to jak gram. Że z racji na niewielką ilość ćwiczeń zadbam o najmniejszy detal wykonawczy.
Jak postanowiłem, tak zrobiłem.
Znosiłem żartobliwe docinki kolegów, którzy widzieli mnie ze słuchawkami w garderobie. Przytyki, gdy koło północy pierwszy wychodziłem z imprezy pokoncertowej wiedząc, że mam “plany na poranek”. Zmuszałem się do działania, nawet gdy po pobudce o czwartej rano, wracałem osiem godzin do domu.
Minął miesiąc, a ja zacząłem widzieć przepotężne efekty.
Zdrowy minimalizm
Pomyślałem wówczas, że może w tym wszystkim jest jakiś większy sens. Że może jest to metoda, którą warto zgłębić.
Nie byłem na tyle zuchwały by twierdzić, że rzetelnie ćwicząc wspomniane “dziesięć godzin dziennie przez dziesięć lat” nie miałbym lepszych efektów. Byłem na tyle doświadczony życiowo, by wiedzieć, że nie jest to założenie możliwe do realizowania w dłuższych okresie czasu. Przynajmniej przeze mnie.
Zbiegło się to z czasem, gdy liczne wyjazdy zaczęły mi przeszkadzać. W efekcie zdecydowanie ograniczyłem ilość granych koncertów, zamykając pewne rozdziały w swoim życiu.
Zrozumiałem, że moje ćwiczenia, które określałem jako swój “święty czas dla gitary” były doskonałym uzupełnieniem koncertów i prób im towarzyszących.
Ćwiczenia to nie wszystko
Podjąłem wówczas niezwykle istotne postanowienie. Stwierdziłem, że teraz choć faktycznie mam zauważalnie więcej czasu na granie, nie przeznaczę go w całości na ćwiczenia.
Rozdzieliłem, niemalże laboratoryjnie, kwestie techniczne od muzykalnych. Te pierwsze planowałem skrupulatnie zamykając je w konkretnych, mierzalnych ramach, pozwalających mi ocenić, czy i w jakim stopniu się rozwijam. Wciąż dbałem przy tym o pierwotne postanowienia – systematykę i dokładność.
Reszta czasu była bardziej frywolna. Poświęcałem ją temu, co w danym momencie najbardziej skupiało moją uwagę. Nauce materiału na koncerty z nowymi wykonawcami, improwizację, oswajanie się z jazzem, spisywanie solówek i inne kwestie. Bez specjalnego planu – na luzie pozwalając sobie na kaprysy i spontaniczne zmiany planów.
Z czasem te rzeczy okazały się być podwaliną większej metodologii, którą później zacząłem przekazywać swoim nieco bardziej zaawansowanym uczniom. Metodologii, która została rozwinięta do wielogodzinnego warsztatu, który przekazałem w ręce ponad dwustu gitarzystów, jako Ćwiczenia Które Działają.
Więc ile czasu powinno się ćwiczyć?
Reasumując, każdy muzyk jest inny, ma inne potrzeby i oczekiwania. Niemniej faktem jest, iż ich realizowanie na ogół najłatwiej przychodzi z wykorzystaniem sensownie przygotowanego planu ćwiczeń. Nauka jego konstruowania to jedna z najważniejszych przygód towarzyszących aspirującym muzykom.
Odpowiadając najprościej – powinno się ćwiczyć tak długo i często, jak to tylko możliwe. Więc najlepiej dziesięć godzin dziennie przez dziesięć lat 🙂
Jeśli jednak, podobnie jak ja, nie lubisz życia w takim kieracie, a tak wygórowane założenia są dla Ciebie po prostu nierealne – spróbuj podejść do tematu w nieco prostszy sposób. Dokładnie taki, jaki polecam kursantom wspomnianych Ćwiczeń Które Działają.
Określ precyzyjnie czas, jaki poświęcisz na ćwiczenia.
Nie staraj się nikomu zaimponować. Niech to będzie realna ilość minut, jaką jesteś w stanie na porządku dziennym wycinać ze swojego życia. Wyszło tylko dwadzieścia? Bardzo dobrze. Lepiej mieć dwadzieścia minut codziennie, niż obiecywać godzinę, nie będąc w stanie jej zapewnić. Ilość czasu możesz w przyszłości wydłużyć, a tymczasem możesz się skupić na wdrożeniu poniższych zasad, dzięki którym będziesz na dobrej drodze do stawania się bardziej biegłym, ale i spełnionym muzykiem.
- Ćwiczenia to nie wszystko
Usuwając ze swojego życia czas na swobodne obcowanie z instrumentem zatracasz powody, dla których w ogóle przyszło Ci sięgnąć po gitarę. Pamiętaj, by oprócz ćwiczeń, poświęcać czas na intuicyjne poznawanie swojego instrumentu. - Nie dziel czasu na minuty
Jeśli nie masz dużo czasu, zajmij się ćwiczeniami, które pozytywnie wpłyną na Twój muzyczny całokształt – nie rozdrabniaj się planuję 3 minuty i 28 sekund na każde z ćwiczeń - Nie liczy się poświęcony czas, ale jego jakość
Jeśli sam nie zadbasz o jakość dźwięku, rytm, kontrolę brzmienia z ręki i wiele istotnych z punktu wykonawczego czynników, wielogodzinne ćwiczenie może Ci przynieść więcej kłopotów, niż korzyści; dużo lepiej wyjdziesz poświęcając na ćwiczenia mniej czasu, ale dbając o najmniejsze niuanse - Systematyka jest kluczowa
Choćbyś ćwiczył sześć godzin raz w tygodniu, nie dorównasz efektami komuś, kto konsekwentnie ćwiczy godzinę dziennie. Granie z fizjologicznego punktu widzenia to po prostu poruszanie palcami w dokładny i precyzyjny sposób, a ten wymaga systematycznego budowania i odświeżania pamięci mięśniowej
Podsumowanie
Tak to wyglądało u mnie. Chętnie usłyszałbym również o Twoich doświadczeniach.
Zostaw komentarz poniżej wspominając co myślisz o metodzie, którą opisałem. Możesz również po prostu odpowiedzieć na tytułowe pytanie “Ile ćwiczyć na gitarze?”. Zapraszam do dyskusji 🙂
Zacząłem konsekwentnie od pół godziny dziennie po pewnym czasie zrobila się godzina. Po czterech latach efekty sa znakomite.
Ćwiczę rzeczy które sprawiają mi trudności polecam. Systematyczność to podstawa.
Wpadłem przypadkowo na dyskusję. Nie gram dlugo, ale musze z czystym sumieniem powiedziec, ze Szymon ma racje. I to w 100%-ach. Grac to co sie lubi, sluchac to co sie gra, grac dla przyjemnosci, od rzeczy prostych, poprzez trudniejsze, stopniowo. Teoria jest potrzebna, na pewno, ale niekoniecznie na poczatek. MUZYKA MA SPRAWIAC FRAJDE, wtedy sie do niej wraca. Do teorii siega sie samemu, w swoim czasie, gdy sie chce rozwinac, a nie zatrzymac na gitarze ogniskowej. To ma cieszyc i ciagnac a nie odstraszac stopniowaniem trudnosci cwiczen. Kazdy utwor mozna z czasem ubarwiac, w miare swojego rozwoju. Katowanie sie cwiczeniami… Czytaj więcej »
Dzięki za wylewny komentarz Marku! Pozdrawiam!
Nie chcę się mądrzyć, bo sam grać średnio potrafię, nazwałbym się zaawansowanym początkującym, ale poszukując świętego grala robiłem research po najlepszych gitarzystach i innych muzykach, analizowałem wytyczne szkół muzycznych no i własne doświadczenie i to co napiszę opiera się na tym. Po pierwsze nie wiem czy sam zdajesz sobie sprawę, ale po tym twoim powrocie do wiosła, to że efekty miałeś zadowalające, nie wynikało z tego, że po powrocie inaczej podszedłeś do sprawy, tylko zaowocowało wcześniejsze katowanie się ćwiczeniami. Jest taka zasada, że to co ćwiczyłeś dziś, zaowocuje za pół roku, tak to ponoć działa i doświadczenie podpowiada mi, że… Czytaj więcej »
Dzięki za wylewny komentarz Hugo! Zawsze miło spojrzeć na inny punkt widzenia. Tym bardziej jeśli jest podbudowany solidnymi argumentami 🙂 No to dyskutujemy 😉 Moje wnioski są podszyte nie tyle samą filozofią rozwoju w grze na instrumencie, co obserwacją zachowań tak moich, jak i ponad setki uczniów. Nie rzucam tutaj cyferkami. Mówię szczerze, że od samego początku ciekawiło mnie to, dlaczego niektórzy wrócą do domu i zrobią to co im powiedziałem, a inni nie. Czułem, że moją nauczycielską powinnością jest sprawienie, by dana osoba CHCIAŁA robić to, co mówię, a jednocześnie, by to co mówię eliminowało jej braki techniczne. Czy masz rację… Czytaj więcej »
Hej mam pytanie są jakieś ćwiczenia do bluesa? Bo idę w kierunku bluesa. Umiem vibrato pętatonike Będzin i postawowe ćwiczenia. Są jakieś? Polecisz mi. Np ćwiczenia w stylu bb king ,Albert king fredi.
LUB NALEPA. Fajny blog
Możesz np. uczyć się utworów lub solówek/fraz swoich mistrzów, starając się skopiować artykulację, feeling itp. 🙂
Czy jeśli ćwiczę ok 1 h dziennie nie wliczając grania dla fun’u to czy podobne efekty uzyskam jeśli podzielę ten czas np na 15/20 min części (co jest trochę łatwiejsze do zrealizowania) i grając 1h (ciągle)?
Myślę, że to już zależy od specyfiki danej osoby i tego jak lepiej się uczy 🙂
Od 15 min do 2 godz dziennie
Można i tak 🙂
Coś tam wcześniej pobrzdąkiwałam,ale graniem bym tego nie nazwała. Jak dla mnie jesteś bardzo przekonywujący. Ufam Twojemu doświadczeniu. Już widzę malutkie efekty. Oby tylko wytrwałości wystarczyło 😉 Dzięki. 🙂
Największym wyzwaniem w graniu jest nauczenie się traktowania ogółu naszych działań jako samowystarczalny proces. Przez samowystarczalny mam na myśli dający radość z samego uczestnictwa, a nie traktujący efekty jako podstawę do satysfakcji.
Bo z efektami to jest różnie. Czasem zadziwiają, czasem zdaje się ich brakować. Czasem jesteśmy bardziej samokrytyczni, czasem mniej. Grunt to codziennie postawić mały kroczek naprzód i wszystko będzie ok. Czego Tobie i sobie życzę 🙂
Cześć Szymon, tego tematu nigdy za wiele, zgadzam się,długie monotonne ćwiczenia odniosą odwroty skutek, odstawimy gitarę. Ćwicząc mądrze ,, święty czas dla gitary ,, efekty przyjdą same, ale pod jednym warunkiem SYSTEMATYKA. Pozdrawiam serdecznie z mazur Robert 67.
Dokładnie tak, powodzenia Roberto i dzięki za komentarz 🙂
Gdy ćwicze skale, pentatoniki itp z metronomem, czasem się dekoncentruje, ale teraz wiem że musze nad tym popracować i zwrócić troszke więcej uwagi na precyzje, skoro to takie istotne c;
Pozdrawiam!!
Precyzja jest mega ważna. Jeśli zadbasz o niuanse to z czasem nie będziesz musiał o nich myśleć 🙂
Mój święty czas dla gitary wynosi 1 godzinę dziennie. Na początku bardzo skupialem się na tym aby nauczyć się jak najwięcej skal i bardzo szybko je wykonywać lecz niestety bardzo szybko przestałem czerpać z tego przyjemności , A zaczęło stawać się to monotonią. Dlatego teraz chociaż 10 min ale urozmaicam sobie granie prostymi melodiami/piosenkami 🙂
Bo zamiast stawiać na tempo, powinieneś popracować nad wariantami. Każdą skalę możesz zagrać na setki sposobów, a opanowanie ich jest ważniejsze niż jechanie każdej z nich wyłącznie w podstawowej formie i maksymalnym tempie 🙂
Cześć. Powiem krótko : motywacja i systematyka a sukces i efekty gwarantowane. Dzięki
Dokładnie. Brak systematyki nie wybacza 🙂
5 godzin dziennie . chcialbym 10 / 12 albo i caly dzien ale podchodzac realistycznie no nie jest to wykonalne .. mimo ze czesto musze wstawac przed 5 rano aby przed praca pocwiczyc to warto , a zmeczenie znika gdy pojawiaja sie efekty ^^
To prawda, zmęczenie pomaga przetrwać trudy 🙂
Cześć, ja ćwiczę około godzinę dziennie, a mój święty czas dla gitary to 40 min. Póki co nie miałam takiego monmentu, który opisałeś w artykule – że już dłużej nie dam rady. Od mniej więcej miesiąca stosuję metodę dzielenia mojego czasu ćwiczeń. Efekty są zauważalne niemal od razu.
Bo właśnie temu służy Święty Czas Dla Gitary Martyna 🙂 Stawia na systematykę, ponad czas, faworyzując przy tym swobodne obcowanie z instrumentem. Takie proste, ale i skuteczne podejście do instrumentu naprawdę świetnie się sprawdza 🙂
Jestem samoukiem. Zaczęłam od klasyki. Nigdy nie zmuszałam się do gitary, granie było dla mnie czystą przyjemnością. W czasach pomaturalnych ćwiczyłam ponad 8 godzin dziennie, ale do perfekcji opanowałam np Jacka Kaczmarskiego. Dziś, po latach przerwy , muszę wracać do początku. Wiem, że tylko systematyczna nauka Codziennie przynosi efekty. Dzięki Tobie Szymon realizuję ćwiczenia techniczne w określonych ramach czasowych. Mózg i mięśnie bardzo szybko zapamiętują układ. Super Dzięki Szymon.
Dzięki Kasia! I szacun za Kaczmarskiego. Jestem jego wielkim fanem. Mało kto wie, że dawno temu dostałem nawet wyróżnienie na konkursie poezji śpiewanej grając i śpiewając Naszą Klasę 🙂
Hmmmm… Chyba znowu sięgnę po instrument. Potrzebowałem takiej motywacji
Bardzo się cieszę, jeśli dołożyłem do tego małą cegiełkę 🙂