O tym, że ćwiczyć trzeba, powszechnie wiadomo. Słyszymy to od nauczycieli, bardziej doświadczonych kolegów, rodziny, znajomych. Niektórzy rzucają nawet statystykami o tym, jak to amerykańscy naukowcy udowodnili, że potrzeba X tysięcy godzin, aby być w czymś dobrym. Rzeczywistość jest jednak prosta i trzeba się z nią zmierzyć. Dostaniesz tyle, ile sam włożysz. A włożysz tyle, na ile pozwoli Ci Twoja motywacja.
Problem w tym, że łatwo jest rzucać truizmami – pseudomotywującymi hasłami, rodem z amerykańskich poradników sukcesu. Trudniej jednak jest się zmierzyć z faktem, że chcąc mieć wymierne efekty, musimy liczyć się z systematyczną i konsekwentną pracą. A do takiej potrzeba prawdziwej motywacji.
Nie podlinkuję tu filmiku z inspirującą muzyką. Nie będę krzyczał “jesteś zwycięzcą”. Gorsze dni/okresy trafiają wszystkich, bez względu na poziom zaawansowania i staż grania. Zatem, co zrobić, gdy wiesz, że powinieneś działać, ale jednak nie wiesz gdzie podział się dawny zapał i motywacja?
#1 Pójdź na koncert
Nic nie inspiruje tak, jak muzyka na żywo. Na mnie szczególnie działa taka, grana przez muzyków, których w jakimś sensie podziwiam. I wcale nie muszą to być super wirtuozi. Czasem wystarczy świadomość, że koledzy z zaprzyjaźnionego zespołu dobrze sobie radzą i idą do przodu. Bo skoro oni mogą to dlaczego nie ja?
Zawsze powtarzam, że scena jest najbardziej naturalnym miejscem dla każdego muzyka. Wszyscy dążymy, mniej lub bardziej świadomie do tego, by móc się dzielić naszą sztuką z innymi ludźmi. Dlatego koncerty są największym źródłem motywacji i dlatego piszę o nich w pierwszej kolejności.
Do dziś pamiętam pierwszy koncert, na który zabrał mnie tato. Do dziś wspominam mamę, która od małego brała mnie “na występy”. Do dziś pamiętam każdy koncert, po którym wracałem do domu z mocnym postanowieniem poprawy i nic już nie było takie samo.
Brakuje Ci zapału? Pójdź na koncert.
#2 Poszukaj muzycznej świeżości
Gdy zajmujemy się czymś przez dłuższy okres, z czasem zaczynamy się tym nudzić. To absolutnie normalne i dotyczy każdej dziedziny życia. Wpadamy w stagnację, bo zwyczajnie brakuje nam świeżości. Tymczasem z dzisiejszymi możliwościami pozyskiwania nowych inspiracji, trwanie w tym stanie po prostu nie ma sensu.
Wiele razy ratowałem swój zapał drastycznie zmieniając stylistyki muzyczne, z którymi obcowałem. Zacząłem grać na gitarze z czysto ogniskowo-harcersko-poezjośpiewaniowych powodów. Z czasem poznałem Dream Theater i wsiąknąłem totalnie. A gdy miałem dość złożoności progresywnej muzyki, pojawiła się okazja i wszedłem… w reggae. Potem był romans z jazzem, który choć w różnym natężeniu, generalnie trwa do dziś.
Dzięki temu mogłem przez cały ten czas mieć zapał do grania (bądź co bądź, każda z tych stylistyk wymaga innego podejścia), a jako bonus zyskałem wszechstronność, która dziś umożliwia mi współpracę sesyjną np. z telewizją i teatrem.
Tak więc jeśli jesteś ortodoksyjnym fanem Kirka Hammeta, zobacz co stanie się jeśli zagrasz utwór w stylistyce country. A jeśli od zawsze grasz tylko jazz, zmierz się z klasyką rocka. Nic złego się nie wydarzy, jeśli na chwilę spróbujesz czegoś nowego, a przy okazji będą to lekcje, z których wyciągniesz wiele pokory. A kto wie. Może i nowe spojrzenie na muzykę…
A jeśli to dla Ciebie za daleko – spróbuj poszukać nowych inspiracji. Mogą być w obrębie tej samej stylistyki, mogą być dużo dalej. Świeża muzyka zawsze pomaga.
#3 Ogranicz rzeczy, które grasz
Moim największym przekleństwem jest branie sobie zbyt wielu rzeczy na głowę. Przejawia się to tak w życiu, jak i w muzyce i ćwiczeniach gitarowych. Moja lista “fajnie byłoby umieć”, zdaje się nie mieć końca, a nowe rzeczy wpadają na nią niemal codziennie.
Tak więc mierzę się z sytuacją, w której chciałbym odwiedzić Madryt i Moskwę jednocześnie. Z jednej strony kręci mnie popisowa technika, rodem z gitarowych płyt lat 80-tych. Z drugiej – sposób w jaki moi znajomi radzą sobie z zaawansowanymi progresjami i rytmami w jazzie, z trzeciej prostota i przekaz w reggae czy rapie.
Postawię odważną tezę, że nie da się mieć obu rzeczy (o czym mówił chociażby Scott Henderson). Czasem trzeba wybrać, w którą stronę chcemy iść.
Po latach zmagań zauważyłem, że momenty, w których decyduję się ograniczyć kierunki skupienia, są momentami spokojnej i najbardziej solidnej pracy. Dlatego zamiast myśleć o wszystkich skalach świata, których musisz się nauczyć, najlepiej do końca tygodnia, wybierz jedną, nad którą popracujesz. Zamiast 15 piosenek, które chcesz potrafić zagrać, wybierz na początek fragment jednej z nich, nad którym popracujesz dzisiaj.
Less is more. W każdym kontekście.
#4 Zrób sobie przerwę
Przerwa, jeśli zrobiona mądrze i w odpowiednim momencie, może przynieść więcej korzyści niż najbardziej konsekwentnie realizowany plan ćwiczeń. Pisałem o tym zresztą ostatnio w artykule o muzycznym wypaleniu.
Kiedy zaczynasz traktować gitarę na serio, zaczynasz mieć oczekiwania. Chcesz czuć i widzieć postępy. Chcesz by je zauważano i doceniano. Dlatego momenty, gdy natrafiasz na ścianę są takie trudne.
Sęk w tym, by rozumieć, że szeroko rozumiany rozwój muzyczny nie zależy wyłącznie od ilości wysiedzianych godzin. Oczywiście takie, zwykle nie szkodzą, jednak rozwój artystyczny to już dużo bardziej złożony proces.
Warto pamiętać przede wszystkim, że postępy w naszym fachu nie przychodzą linearnie. Nie budzisz się każdego dnia odrobinę lepszy, niż byłeś wczoraj. Nie podnosisz o 10 bpm tempa utworu, który ćwiczyłeś wczoraj. Nie pamiętasz wszystkich skal, które przegrałeś w zeszłym miesiącu.
Rozwój gitarzysty jest bardziej skokowy. Im dalej jesteś, tym rzadziej będziesz odczuwał postępy, ale kiedy już się pojawią to będą znaczące, zauważalne i przede wszystkim zadowalające. Już sama świadomość tego faktu pozwala łatwiej zaakceptować to, że choć czujemy, że stoimy w miejscu, postęp przyjdzie.
Kilkudniowa przerwa pozwoli odpocząć i podejść do wyzwań z nową świeżością.
#5 Bądź szczęśliwy
Tak wiem, miało nie być amerykańskich haseł…
Jednak sam czasem, w pogoni za byciem coraz lepszym, graniem coraz to trudniejszych rzeczy, nagrywaniem w drogich i modnych studiach itd., gubię sens wszystkiego. Wiem, że wiele osób ma podobnie.
A przecież sięgnęliśmy po gitarę, bo dawała radość i spełnienie. Przecież sięgaliśmy po nią, bo była odskocznią od codzienności i ciekawym hobby, poprzez które czuliśmy się szczęśliwsi. Tylko w między czasie pojawiły się oczekiwania. A dla niektórych też i zobowiązania (zawodowe).
Dlatego na koniec pamiętaj, że… nic nie musisz.
Wszystko co robimy poprzez swój instrument, robimy z własnej woli. Nieważne, czy mówimy o ćwiczeniach, twórczości, czy po prostu swobodnym spędzaniu wolnego czasu. Nikt do niczego nas nie zmusza. Nie istnieją skale której “trzeba znać”. Nie ma utworów, które “wypada” grać. Wszystko jest kwestię tego, czego sam chcesz i na co się decydujesz. A z taką świadomością żyje się dużo prościej.
A jak jest u Ciebie? Czy często mierzysz się z brakiem motywacji? A może przeciwnie, masz jej w nadmiarze i możesz podzielić się swoimi strategiami? Tak czy inaczej – zostaw komentarz. Nawet kilka zdań może zacząć ciekawą dyskusję, a na pewno dla mnie będzie wspaniałą nagrodą za czas włożony w tworzenie treści. Dzięki serdeczne!
No i teraz obraz gry na gitarze staje się o wiele prostszy niż myślałem
Ten artykuł, to miód na skołatane serce błądzącego gitarzysty. Dzięki – jest światełko w tunelu …
Trzymam kciuki Waldek 🙂
Mnie okres łapania wszystkich srok za ogon naraz dopadł już w 1 stopniu szkoły muzycznej, gdzie klasyka mieszała się z graniem rockowych kawałków, improwizowaniem i graniem bluesów. W zasadzie stan taki trwa u mnie do dzisiaj z tą różnicą że już mniej więcej panuję nad tym zapędem i gdy ćwiczę to z głową i po kolei, nie zabierając się za wszystko naraz. Masz świętą rację oprymalnie jest ćwiczyć jednorazowo 2 rzeczy naraz, i to akurat to co w tej chwili jest najwazniejsze i w czym mamy największy brak. Tak jak mówisz, niemal co godzinę wpada w ucho nowa fajna technika,… Czytaj więcej »
Do tego świetny jest konkretny nauczyciel. Ja wierzę, że nie ważne na jakim się jest poziomie, warto mieć kogoś kto nami kieruje i patrzy na nasze umiejętności nieco z boku. Kogoś kto odważy się powiedzieć Ci wprost w jakich kwestiach niedomagasz. I tego staram się trzymać. Przynajmniej takie mam postanowienie po ostatniej lekcji 😉 haha
Tak, zdecydowanie trafia do mnie ”Pójście a koncert” – to działa naprawdę na psychikę. Żywe instrumenty, dodatkowe improwizacje, których nigdzie indziej już nie usłyszysz tworzą taką pozytywną aurę przez pewien czas (sory nie wiem jak to powiedzieć inaczej XD). Ale zasmuciło mnie, że napisałeś o tym, że trzeba wybrać drogę. Kurcze ja bardzo lubię rocka (elektryk) i naukę solówek, ale lubię też gitarę hiszpańską (mam dosyć dobrą wartą 450ziko) – chodzi mi tutaj o te wszystkie bicia w prawej ręce i również o improwizacje. Nie powiem już, że lubię akustyczne wersje utworów, ale to można grać bo nie wymaga specjalnego… Czytaj więcej »
Hej Łukasz, dziękuję za komentarz. Dobre pytanie! Oczywiście, że możesz brać się za co tylko zapragniesz. Sam tak robię. Ale prawda jest taka, że nie żyjemy już w czasach muzyków sesyjnych, którzy powinni umieć zagrać wszystko. Żyjemy w czasach globalnego dostępu do całego świata, przez co dużo bardziej liczy się dziś indywidualność. I to miałem na myśli mówiąc, że powinno się wiedzieć mniej więcej dokąd się zmierza, jaki jest Twój wymarzony punkt docelowy. Ale to wcale nie oznacza wtórności. Nie musisz być jak ktoś, albo grać jak ktoś. Masz nie bać się odkrywać siebie, a później pokazywać tego światu. Sęk… Czytaj więcej »
Nawet nie wiesz jak dużo znaczy dla mnie Twoja wypowiedź. Dzięki wielkie! Zrobię tak jak mówisz: nie zapomnę o tym, że chcę się uczyć kilku stylów, ale rzeczywiście możliwe, że muszę najpierw zabrać się za jedno konkretnie. Raczej wyboru już dokonałem. Zaczynam od dzisiaj i faktycznie, to słowo ”selektywnie” nakierowało mnie bardzo na tok moich ćwiczeń. Za jakiś czas zmienię zestaw (tych priorytetowych ćwiczeń – może za rok, dwa, w sumie to zależy, zobacze jak się będę czuł, a może zmieniał muzycznie). Oczywiście ćwiczenia opieram na Twoich filmikach i blogu ;D. Dzięki!
Swietny artykuł, zgadzam się w 100%, obecnie jestem w punkcie gdy nie mogę przeskoczyć dalej, i generalnie odpuściłem trochę granie bo czasu brakuje, ale zamierzam wrócić gdyż hobby to jest po prostu wspaniałe :))
Dzięki za komentarz!
Są duże szanse, że gdy wrócisz, dawne problemy nie będą sprawiać już takiej trudności. Tylko nie przeciągaj przerwy zbyt długo 🙂 powodzenia Rafał!
Piękne, genialne, wspaniale napisane! Zgadzam się z tym wszystkim 🙂 Czy mogę dodać cos do dyskusji, może … Tak czy siak spróbuję. Dla mnie, nazwijmy to, odskocznią czy też zresetowaniem umysłu od wszystkiego co gram i słucham jest twórczość jedynego, jak dla mnie, w swoim rodzaju zespołu Wardruna. Dla mnie osobiście istnieje cała muzyka i obok jest Wardruna, która daje mi przeżycia tak głębokie, że już bardziej nie można.
Serdeczne dzięki za komentarz i miłe słowa Paweł. Zaintrygowałeś mnie. Za parę chwil wyjeżdżam na próby, będę miał czego słuchać w aucie 🙂
Warto też pograć też na innej gitarze/wzmacniaczu; wziąć akustyka zamiast elektryka (i odwrotnie) albo udać się do znajomego, którego brzmienie (a nawet sama gitara i to jak leży w ręce) odbiega od naszego. Ewentualnie pójść ograć gitarę /wzmaka w sklepie muzycznym. To zawsze jest fajna odskocznia od rutyny.
Pozdrawiam 🙂
Fajna sprawa. W ogóle o tym nie pomyślałem 🙂
Mimo, że nie jestem gitarzystką, a wokalistką i zajmuję się na co dzień treningiem wokalnym to Twoje artykuły są bardzo przyjemne, trafne i motywujące. Wielkie dzięki za Twoje obserwacje. Cieszę się, że ktoś myśli podobnie o nauczaniu i muzykowaniu! Będę tu wracała i chłonęła nowe świeże inspiracje i jak będzie okazja to podzielę się własnymi spostrzeżeniami! Wszystkiego dobrego! 🙂
Hej Ola, fajnie że tu trafiłaś! Jako nauczyciele sztuki, musimy dużo myśleć o metodyce. Tyle razy dostałem “w twarz” od niekompetentnych nauczycieli (nie tylko gitary), że teraz, cokolwiek nie robię, staram się być bardzo powściągliwy. Sama zresztą wiesz, że wcale nie chodzi o uczenie muzyki, ale o uczenie ludzi 🙂 Czekam na Twoje spostrzeżenia i mam nadzieję – do zobaczenia!
Świetny artykuł! Idealnie trafiony w to co akurat przeżywam, dlatego jest on dla mnie taki pomocy i działa w pewien sposób jako oczyszczenie. Fajnie poruszyłeś kwestie tego, że nie możemy mieć wszystkiego od razu. Mam teraz taki okres (kiedy poszedłem do szkoły jazzowej), że wpadło dosyć dużo standardów jazzowych do ogrania, tych łatwiejszych i trudniejszych. Dla osoby, która stawia pierwsze kroki w jazzie są one dosyć trudne do pierwszego “załapania” o co w tym chodzi. Dlatego szybko sie frustruje i uciekam w inne piosenki/ style, które rozumiem i potrafię znacznie bardziej. Świadomość podpowiada mi, że taką metoda dużo nie osiągnę.… Czytaj więcej »
Hej Łukasz! Serdeczne dzięki za miłe słowa. Właśnie dla takich osób jak Ty piszę. Dobrze znam bolączkę szkół jazzowych, bo przewijam się przez takie od wielu, wielu lat. Faktycznie ilość materiału jest na początku przerażająca. Ale widzę po sobie, że im więcej ciśnienia sobie robię, tym bardziej mnie to denerwuje. Dlatego płynę własnym rytmem, skupiając się obecnie głównie na transkrybowaniu i wykorzystywaniu spisanych fraz w praktyce. Nie robię postępów w szalonym tempie, ale kiedy już coś zaczynam łapać, to z reguły dość sprawnie mogę to wykorzystywać. Dlatego napisałem punkt #5. Przecież chodzi o to, żeby mieć z tego fun, a… Czytaj więcej »