Gdy tylko zrozumiałem, że w życiu zawodowo chcę się parać muzyką, praktycznie od razu za cel postawiłem sobie skończenie odpowiednich studiów. Sprawa nie była łatwa, bowiem uczelni oferujących nieklasyczne kierunki gitarowe było dosłownie kilka. Ponadto jedyną możliwością był Jazz i muzyka estradowa, a ja choć tym drugim członem zajmowałem się od wieku nastoletniego, o pierwszym nie miałem żadnego pojęcia. Tak zaczęła się długa przygoda, której efekty z pewnością miały bezpośrednie przełożenie na to jakim muzykiem jestem teraz. Czy było warto? Czy studia muzyczne to najlepsze miejsce dla Ciebie?
Późna zima, wczesna wiosna. To w tym okresie uczelnie wyższe, również te muzyczne, powoli zaczynają myśleć o rekrutacji. Pojawiają się pierwsze oferty i katalogi studiów. Gdzieniegdzie można wstąpić na dni otwarte, a nawet umówić się na prywatne konsultacje.
Choć uczelni oferujących kierunki ściśle powiązane z gitarą jest coraz więcej, faktyczna ilość miejsc niekoniecznie napawa optymizmem, a ponadto musimy zmierzyć się z pewną istotną niedogodnością.
Klasyka, czy jazz?
Jako gitarzyści swój warsztat na ogół bazujemy na rocku, bluesie. Często sięgamy też po cięższe gatunki. Robimy to naturalnie, bowiem w takich stylistykach gitara jest na pierwszym planie. Ponadto niejako tego wymaga od nas współczesna muzyka rozrywkowa. Jeśli chcesz grać z ludźmi, musisz w miarę biegle poruszać się po stylistykach, które możemy określić jako popularne.
Mimo to w naszym rodzimym systemie edukacji muzycznej dla takich osób nie przewidziano miejsca. Jeśli chcesz studiować gitarę, musisz odnaleźć się w jednej z dwóch, często wchodzących w kuriozalne polemiki, szkół (skupiam się tutaj na kierunkach stricte instrumentalnych, pomijając np. edukację muzyczną, w której również jako przedmiot można wybrać np. gitarę).
Klasyka, czy jazz?
Jeśli nie chodziłeś od lat wczesno- lub przedszkolnych do szkoły muzycznej, klasykę generalnie możemy odrzucić. Jest to dziedzina specjalistyczna wymagająca wielu lat ciężkiego treningu i niekoniecznie trafiająca do typowego czytelnika mojego bloga.
Zostaje jazz.
A z jazzem jest taki problem, że nie każdy go lubi. Choć mnie, po wielu latach uporczywych prób i starań, powoli udaje się odnaleźć w tejże stylistyce wiem, ile lat to zajęło i z jakimi poświęceniami się wiązało. Pomimo szeregu korzyści, o których będzie jeszcze mowa, nie jestem w stanie polecić tej drogi każdemu, bowiem…
Sformalizowana edukacja muzyczna ma swoją cenę
Muzyka to dziedzina sztuki, nie nauki. Mimo to studia podlegają pewnym, zapewne ustawowym, normom. Regulacjom, które wymagają tego, by każda osoba kończąca dany kierunek prezentowała sobą coś konkretnego – pewien względnie porównywalny poziom wykonawczy.
Nie mam co do tego żadnych zastrzeżeń.
Problem w tym, że dopasowywanie każdego człowieka do jednego, utartego schematu po prostu zabija kreatywność i muzyczną osobowość. W taki sposób hoduje się przyszłych “jobbiarzy” i muzyków sesyjnych w negatywnym tych słów rozumieniu. Ludzi, których technika i umiejętności dalece przewyższają możliwość ich kreatywnego wyrażania się. Gitarzystów, którzy potrafią zagrać wyśrubowane solo w Giant Steps, ale nie potrafią zabrzmieć unikalnie nawet w dużo prostszych kontekstach. Muzyków, których nauczono grać zawsze pięknie i czysto, wyglądać dobrze, świetnie czytać nuty, być na czas.
Tylko przecież dziedzina, którą studiujemy, wywodzi się z ulicy. Przecież setki wybitnych przedstawicieli gatunku nie miało nawet połowy pojęcia o muzyce, jaką dziś przejawia typowy absolwent kierunku jazzowego.
Rzemiosło, czy sztuka
Kontrargument jest taki. Po co wyważać otwarte drzwi. Rolą uczelni muzycznej w Twoim rozwoju jest rozwój warsztatu – rzemiosła. Sposób w jaki go wykorzystasz to już Twoja sprawa – sztuka.
Rozumiem podejście, doceniam. Pytanie, czy obie dziedziny jesteśmy w stanie rozwijać oddzielnie? Czy jesteśmy w stanie pracując nad narzędziami, równolegle rozwijać artyzm? Czy będąc w sytuacji, w której wymaga się od nas grania jakoś, brzmienia jakoś, frazowania jakoś wciąż możemy mówić o indywidualizmie?
Takie rozważania naprawdę nie są łatwe, bowiem zależą od bardzo wielu czynników. Wiele zależy od nauczyciela, wiele zależy od środowiska, a ostatecznie najwięcej zależy od nas samych.
Są ludzie podatni na inspirację i mocne charaktery nauczycieli. Na przykład ja. Ludzie, którzy zakwestionują własne przekonania i ambicje, jeśli tylko zaproponuje im to ktoś, będący autorytetem. Są ludzie niepokorni, którzy mają siłę i wiarę w siebie w stopniu pozwalającym na czerpanie wyłącznie korzyści płynących z bogato rozwiniętego warsztatu. To nie ja 🙂
Są też korzyści
Jeśli na tym momencie sądzisz, że mój stosunek do edukacji muzycznej jest negatywny – muszę Cię rozczarować.
Studia muzyczne to również fascynujący i niezwykły czas. Czas przemian naszej gry i w pewnym stopniu również charakteru. To wspaniali ludzie, z którymi można tworzyć piękną muzykę. To znajomości zawodowe, które w przyszłości mogą pomóc Ci załatwiać więcej rzeczy.
Wreszcie, jest to miejsce, w którym wiedzę zbieraną latami z różnych źródeł, możemy usystematyzować i uzupełnić o rzeczy, do których często nie sięgnęlibyśmy z własnej woli (historia muzyki, teoria i harmonia).
Nie wolno nam też zapominać, że choć chwilowo jesteśmy w trakcie operacji na naszej muzycznej osobowości, wciąż zajmujemy się “(…) muzyką rozkołysaną, wzruszającą i jednocześnie porywającą do klaskania, pstrykania palcami i tupania. Muzyką słuchaną w klubach, ale też w fotelach filharmonijnych sal, czy zaciszach domowych gabinetów (…)”, o czym w Historii Jazzu pisał profesor Jacek Niedziela-Meira.
Czy warto?
Według mnie tak. Pomimo niedogodności systemu, jakich doświadczyłem, uważam że siedem lat spędzonych w jazzowej edukacji (4 lata II stopień, 3 lata licencjat) było warte poświęceń i być może kiedyś zdecyduję się jeszcze na magistra.
Ważne jest natomiast, byś studia muzyczne traktował wyłącznie jako środek, a nie cel sam w sobie. Nie pozwól, by akademia była jedynym miejscem, w którym muzykujesz. Nie słuchaj rad pod tytułem “na muzykę przyjdzie czas”, “nie wydawaj za szybko pierwszej płyty, bo kiedyś będziesz żałował”, “najpierw jazz, potem rozrywka”, “najpierw ćwiczenia, potem przyjemność”. Nawet jeśli są dawane w dobrej wierze.
Nie zapominajmy, że nie sięgnęliśmy po gitarę, by ćwiczyć. Ćwiczymy, bo sięgnęliśmy po gitarę, o czym pisałem w poprzednim artykule.
Reasumując
Być może temat ten jest Ci odległy. Być może właśnie się zastanawiasz nad zasadnością Twojej ścieżki akademickiej. Być może jesteś w jej trakcie i kwestionujesz jej sens (lub nie). Tak czy inaczej – serdecznie zapraszam do dyskusji. Taki artykuł to świetne miejsce do porozmawiania o zasadności ustawowego szkolnictwa muzycznego. Chętnie usłyszę, co masz do powiedzenia.
Zostaw komentarz poniżej i napisz, co sądzisz na ten temat.
To bardzo ciekawy temat: czy studiować muzykę czy też nie ? Jestem po 30-stce a muzyka mnie bardzo interesowała zawsze. Z jednej strony żałuję, że nie chodziłem do szkół muzycznych a z drugiej gdyby to miała zabić we mnie artyzm i indywidualizm to bym tego nie chciał. Szkoły uczą pewnych schematów ale z drugiej można się wyrobić rytmicznie i technicznie. Czy istnieje jakiś sposób na rozwój gitarowy dla osób w moim wieku ? Czy mogę jeszcze gdzieś uzyskać papiery na muzyka ?
Dzięki, bardzo trzeźwo napisane. 😉 Czy pisząc że robiłeś 4 lata drugiego stopnia miałeś na myśli studia? To znaczy że studia muzyczne trwają co najmniej 7 lat, czy miałeś na myśli drugi stopień robiony wcześniej? Pytam bo słyszałem że na drugim stopniu szkoły Muzycznej można robić wyłącznie klasykę.
Pozdrawiam.
Hej Michał! Dzięki za komentarz i miłe słowa. Przez II stopień miałem na myśli szkołę muzyczną. Studia to taki bardziej “trzeci stopień” 🙂 Ja chodziłem do Wrocławskiej Szkoły Jazzu i Muzyki Rozrywkowej we Wrocławiu, ale jej niestety już nie ma (tzn. chyba jest, ale nie jako szkoła na uprawnieniach publicznej, ale bardziej lekcje prywatne). Natomiast w innych miastach są (np. Warszawa i bodajże Kraków).
Czy warto ? Nie wiem. Z mojego punktu siedzenia myślę, że lata dla tego instrumentu minęły. Najlepsze moim zdaniem to lata 60-70. Czy jest jakaś przyszłość przed tym instrumentem ? Może jest, ale jak słucham tego co oferuje się obecnie słuchaczom, mam mieszane uczucia. Do minusów zaliczyłbym zdominowany rynek przez wytwórnie, lansowanie wykonawców związanych z nimi, trudność w przebiciu się na rynku. Czasem zamieszczane gdzieś na serwerach muzycznych produkcje, biją na głowę tę udostępnianą w mediach. Wiele grup muzycznych oferuje swoje utwory już nie jako płyty, a jako pliki mp3 luzem……. . By zatem błyszczeć na imprezach ogniskowych, kolonijnych (… Czytaj więcej »
Dużo myślę o problemie “miliona grających”, który opisałeś. Powiem Ci, że dziś patrzę na to trochę inaczej. Jest to efekt tego, że przez ostatnie lata muzyka stała się bardziej przystępna. Dziś niemalże każdy przeciętnie zarabiający człowiek może sobie pozwolić na w miarę dobry instrument, domowy sprzęt do nagrywani itd. Kiedyś, by być “artystą nagrywającym” trzeba było prezentować sobą naprawdę olbrzymi poziom artystyczny i wykonawczy. Teraz jest inaczej. Zastanawiam się jednak wciąż, czy to źle? Bo skąd mogę wiedzieć, czy gdyby nie “dostępność” instrumentów, wiedzy, inspiracji, to sięgnąłbym po gitarę… Nie mogę 🙂 Mamy inne czasy – to fakt. Ale są… Czytaj więcej »
Wiesz, to prawda. Niemniej onegdaj łatwiej było zachęcić do gry na gitarze. Przeboje polskich grup towarzyszyły czy to na wakacjach, czy dyskotekach, miały melodię wpadającą w ucho, były proste i fajnie się je grało i śpiewało. Zagraniczne również. Niestety, takie mam wrażenie, w pewnym okresie zaczął się wyścig, kto zagra szybciej, kto dokładniej, kto mocniej. To nie miało chyba dobrego wpływu na jakość muzyczną. Zaczął się łomot, wszystko podporządkowano rytmowi, melodię okrojono do paru dźwięków powtarzanych w różnych wartościach nut. …… . Ciekaw jestem, czy istnieje gdzieś statystyka, ile utworów z lat wcześniejszych jest granych, a ile z tych obecnych.… Czytaj więcej »
Jazz to mój ulubiony gatunek i mimo, że znam zaledwie kilka akordów jazzowych, to granie sprawia mi wielką przyjemność. Wiem, że gram na razie bardzo proste rytmy, ale uważam że nauka jazzu to przede wszystkim odkrywanie i bawienie się nim. Przeszkodą w lepszym graniu jest dla mnie jak na razie technika, która nie jest u mnie najlepsza, ale staram się to zmieniać.
A co do szkoły, to uważam że sens ma to wtedy, gdy idzie się po to żeby zrozumieć bardziej muzykę, a nie tak jak piszesz, jako cel sam w sobie. 😉
Pozdrawiam i dzięki za świetny tekst! 🙂
Dzięki za wkład w dyskusje Szczepan! Bardzo podoba mi się Twoje podejście. ja niestety na początku podszedłem do tematu zbyt zadaniowo i dopiero teraz – po latach – uczę się czerpać przyjemność z tej niesamowitej muzyki 🙂
Bardzo ciekawy tekst, skłaniający do refleksji. Chyba nie minę się z prawdą jeśli powiem, że prawie każdy gitarzysta sięgnął kiedyś po swój instrument bo chciał być taki sam jak swoi idole, słuchając czy to pokręconych solówek Slasha, czy też klimatu Johnnego Casha – każdy chciał być jak oni. Ja również i dlatego bardzo szybko po opanowaniu czy to power chordów, czy nawet wcześniej sięgałem po ulubione riffy czy niemiłosiernie kaleczyłem najlepsze solówki. Moim zdaniem jest w tym pewien urok – pasja do konkretnej muzyki popycha do jej zgłębiania na różne sposoby. Teraz po kilku latach gry, poznałem już sporo teorii,… Czytaj więcej »
Michał, świetnie się rozumiemy!
Przez lata uważałem, że mój pierwszy nauczyciel “zrobił mi krzywdę” nie dbając o rozwój mojej rytmiki, znajomości teorii, nut, czy skal. Dzisiaj widzę to inaczej. On pokazał mi jak kochać muzykę i gitarę. Jak uciekać do niej w trudnych chwilach. A do tego przemycał coraz to trudniejsze piosenki.
Rolą “pierwszego” nauczyciela jest zarażenie miłością do instrumentu. A gdy ktoś jest już gotów na to, by w gitarę wgłębić się nieco bardziej – wtedy można zacząć atakować go konkretną i bardziej precyzyjną wiedzą 🙂
Pozdrawiam!
Bardzo fajny tekst! Ja jestem po drugiej stronie. Nie skończyłem akademii, nie kończyłem szkół muzycznych. I jeśli chodzi o mnie to osobiście bardzo się z tego cieszę. Dodam tylko, że absolutnie nie podważam zasadności szkół muzycznych akademii itp. Zapewne tlumy osób zabiłyby mnie swoją wiedzą, warsztatem itp. Sęk w tym, że po 1 nie mam pojecia o graniu klasyki, po 2 niestety ja i jazz to dwa totalnie przeciwne bieguny. No po prostu nie jestem fanem takich rzeczy. Słucham wielu rzeczy, gram wiele rzeczy (dodatkowo – sesyjnie). W moin jednak przypadku ja zawsze wiedziałem czego chcę, co chce grać, jaka… Czytaj więcej »
“Wielokrotnie spotykałem, się z przypadkami w których muzyk po szkole czy akademii potrafil odegrac wszystko ale malo co stworzyć.” Niestety to jest poważny problem. I co ciekawe (mówię o sobie), nie koniecznie jest to brak pomysłu, ale ten rodzaj “wysokiej poprzeczki”, którą po takiej szkole sobie stawiamy. Wielokrotnie usłyszałem zdanie “poczekaj ze swoją pierwszą płytą, bo kiedyś będziesz się jej wstydził”. I co? Pierwszą płytę nagrałem gdy miałem 19/20 lat. Sprzedała się w grubo ponad 100 tys. egzemplarzy. Paradoksalnie im lepiej gram, tym trudniej skupiać mi się na prostych emocjach. Tych, które działają cuda. Ale liczę, że teraz – przy… Czytaj więcej »
Wszystkiego dobrego!
Więcej takich tekstów i powodzenia z płytą! 🙂
W sumie mógłbym tu napisać elaborat, bo jest tyle różnych kwestii, ale to kiedyś przy kawie podyskutujemy. Studiować gitarę – jak najbardziej, to dobre określenie. Bo kiedy wszyscy chodzili na studia akademickie, to ja wtedy właśnie studiowałem gitarę, choć na studiach nie byłem. Do dziś studiuję i naprawdę studiuję (douczam się, czytam opracowania naukowe i nuty). Pasja znaczy więcej niż studia. Rzuciłem okiem na mojego magistra informatyki. Dziś wiedza o muzyce przekracza co najmniej dziesięciokrotnie to, czego nauczyłem się na informatyce. Acha i najważniejsze – artysta. Święty Graal. Wielki słoń na środku pokoju, którego nikt nie widzi. Zagrać Giant Steps… Czytaj więcej »
Oj Adam, naprawdę czekam na tę naszą kawę. Dzielimy wiele wspólnych przekonań. A i pewnie znajdzie się pole do polemiki 🙂
Dla mnie jesteś przykładem gościa, który naprawdę szybko odnalazł siebie w muzyce i instrumencie. To piękne. Bo ja nadal szukam. Choć czuję, że jestem już naprawdę blisko. Ale nie próbuję przyspieszać procesu. Jeśli się ma wydarzyć, to się wydarzy. Do tego czasu doświadczam i łapię się wszystkiego, co daje mi radość i inspirację.
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Jakbym mógł cofnąć czas, to chciałbym pójść do takiej szkoły. Ale uważam, że nie ma co narzekać na to, czego nie da się zmienić i trzeba iść do przodu. Cała masa artystów bywało jedynie we “własnej” szkole i nie potrzebowali innej. Myślę, że edukacja muzyczna (podstawowa, średnia czy wyższa) nie jest ani dobra ani zła, tak samo, jak nie jest ani niezbędna ani zbyteczna. Można być po studiach muzycznych i nie być artystą czy muzykiem i odwrotnie. Pozdrawiam i dzięki Szymon za fajny materiał.
Mądre słowa Marcin! Edukacja to środek, nie cel. Trzeba o tym pamiętać 🙂
Cześć Szymon,gdybym miał 35 lat mniej i mieszkał w pobliżu większego miasta, niewiem co bym zrobił,, a na chwilę obecną chcę podszlifować swoje umiejętności , grać co lubię i cieszyć się grą. Moim marzeniem jest że może spotkam kilku maniaków i zagrać razem. A poza tym jazz to po prostu niemoje klimaty bazuję na praojcu muzyki czyli blusie , kocham starego dobrego rocka itd., co zrobi młodzież, niewiem , to indywidualne podejścię. Niech przeczytają kilka razy twój artykuł, zanim podejmą decyzję . pozdrawiam.
Dzięki Robert! Szczerze doceniam systematykę Twoich komentarzy. Pozdrawiam! 🙂
Świetny tekst i zgadzam się z nim w 100%. Pomimo że nie chodzę do szkoły muzycznej zawsze staram się nauczyć czegoś nowego w innym stylu, innej technice. Zajmuje to sporo czasu ale kwestia rozowju dla mnie jest najważniejsza. Gratuluje!!!
Dzięki za miłe słowa i zostawiony komentarz. Pozdrawiam Piotrek 🙂
Sam mam dość złe doświadczenia ze szkołami muzycznymi (w tym wypadku prywatnymi), a zwłaszcza graniem w klasach grupowych jeszcze w czasach jak 8 lat grałem na klawiszach, gdzie opanowałem czytanie nut, granie różnych utworów itd ale nigdy nie wyłożyli nam głębszej teorii czy tego jak tworzyć własne kawałki, tylko ciągłe odtwarzanie kogoś. Ostatecznie miałem dość i jak zacząłem grać na gitarze wziąłem prywatne lekcje i w 4 lata lepiej gram na wiośle niż po 8 latach na klawiszach, gram w zespole i sporo komponuje. Ale też uznaję, że z muzyki coraz ciężej wyżyć (a na muzyka sesyjnego nie mam zadatków)… Czytaj więcej »
No tak, w Twoim wypadku byłoby to raczej trudne. Męczyłbyś się po prostu 🙂 A co do lekcji grupowych to wszystko sprowadza się do tego, jak są prowadzone. Mija około rok odkąd przez wyjazdy musiałem mocno ograniczyć stacjonarne uczenie, a kilkoro uczniów, którzy zdecydowali się przyjeżdżać do mnie “na wioskę”, nadal mówią, że spotkania grupowe to było coś 😉
Ja pozwolę sobie zabrać głos w dyskusji i rozszerzyć ją szerzej. Dlaczego w Polsce ( na szczęście, zaczyna się o tym mówić coraz głośniej) nie uczy się dzieci, młodzieży gry na instrumencie w szkołach.Jestem przekonany że nauka taka rozwija mózg, uwrażliwia i zajmuje czas w bardzo pozytywny sposób. Pamiętam jak niektórzy moi koledzy ze mną włącznie mówili zobacz jaki coolman ten Clinton gra na saksofonie, a on po prostu musiał się na nim uczyć w szkole z obowiązku ( taki instrument wybrał), a że dodatkowo polubił to chwała mu za to. Mój ojciec za tzw. komuny ( proszę nie idźmy… Czytaj więcej »
Strzał w dziesiątkę!
Ja uczę w szkole podstawowej.
Od tego roku zacząłem uczyć dzieci gry na instrumentach.
Stwierdziłem, że w każdej szkole jest chor, schola, zespol wokalny itp
ale dzieci nie graja.
Od wrzesnia juz w listopadzie dzieci zaczęły występować na szkolnych uroczystosciach grając na ukulele czy gitarze .
Pozdrawiam 🙂
Był taki projekt jakiś czas temu. Chodziło o to, żeby zespołowe granie wprowadzać do szkół. To byłby czad. W większości amerykańskich szkół jest chór, zespół marszowy lub cokolwiek tego pokroju. Fajnie, gdyby choć w niewielkim stopniu udało się to wprowadzić 🙂
A jeśli jestem dopiero w technikum w 1 klasie i nie byłam w zadnej szkole muzycznej, uczęszczalam tylko na lekcje prywatne to dostanę się na uniwersytet? Chciałabym iść oprócz tego również na inne studia bo boję się ze z samej muzyki nie utrzymam się i chce mieć jakieś koło ratunkowe. Co o tym sądzisz?
Hej! Obecnie nie ma konieczności ukończenia żadnej szkoły, czyli technicznie rzecz biorąc możesz startować i na uniwersytet i na akademię. Liczy się kwestia tego, czy i jak zdasz egzamin.
A o Twojej sytuacji ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Ja zawsze wyznawałem zasadę, że jak już mieć koło ratunkowe to powiązane z muzyką. Ale mam też kolegę, który jest wybitnym saksofonistą, a do tego świetnym programistą. Kwestia wyboru życiowego 🙂
“Na muzykę przyjdzie czas” – brzmi znajomo 🙂 Skończyłem 1. rok II stopnia na wydziale instrumentalistyki jazzowej w klasie perkusji, a następnie przepisałem się, oraz dostałem do 2. klasy gitary jazzowej. Zrezygnowałem w połowie roku z gitary. Dlaczego? A no właśnie przez moje przeświadczenie o zabijaniu kreatywności. Niedawno, bo we wrześniu 2017r, do szkół przyszły przepiękne rozpiski, ktore nie zostawiały złudzeń. Na kierunku INSTRUMENTALISTYKI jazzowej przez 4 lata obowiązkowe były dość duże ilości godzin TEORII muzyki. Nic w tym dziwnego, bo każdy musi znać teorie na poziomie dobrym, ale… Nacisk był na teorie klasyczną, a nie jazzową. Przykład: historia muzyki:… Czytaj więcej »
To jest trudna sprawa Dominik, bo faktycznie rozumiem to, że te “normy” powinniśmy spełniać. Bo papier jazzowy jest rangą równy papierowi klasycznemu, a nasi “klasyczni” koledzy i koleżanki, często mają za sobą wiele dodatkowych lat teorii, kształcenia, form muzycznych, historii. Więc sprawa nie jest prosta. Osobiście wierzę, że przyjdzie moment, w którym na jakiejś uczelni znajdzie się aktywista z siłą przebicia, która umożliwi wprowadzenie kierunków rozrywkowych. Bo przy pewnej dozie samozaparcia i odwagi, kolejny kierunek pomógłby lepiej przefiltrować studentów tak, by na jazzie znalazły się osoby, które faktycznie są zainteresowane graniem przede wszystkim TEJ muzyki. Co do II st. sprawa… Czytaj więcej »